Ostrzeżenie przed FXNet
Witam obecnych i potencjalnych klientów FXNet.
Przedstawię tutaj moją przygodę z tym brokerem.
Do wejścia w ten interes namówił mnie przez telefon taki krzyczący pan.
Wiem, że na forexie większość (około 95% ludzi traci). Podzieliłem się z nim
moimi wątpliwościami. Zapewnił mnie, że w ich interesie jest to, żebym nie stracił.
Powiedział, że zarabiają na spreadach i w ich interesie jest, żebym nie poległ,
że dostanę swojego opiekuna, który będzie mnie wprowadzał w interes i doradzał w inwestycjach.
Przystąpiłem do FXNet w poniedziałek. W piątek otworzyłem pierwsze pozycje.
Cały czas byłem molestowany, żeby wpłacić więcej pieniędzy, to mi załatwią na kilku instrumentach mniejsze spready.
OK. Dopłaciłem przelewem. Kaska trochę długo szła, a już w środę zaczęły się kłopoty. Musiałem się bronić przed zamknięciem pozycji.
Zrobiłem szybką wpłatę kartą kredytową. Udało się. W poniedziałek nawet nieźle zarobiłem na ropie. Zostało jeszcze kilka otwartych pozycji.
Pieniądze z przelewu też dotarły. Ponieważ wpłatę zrobioną kartą kredytową miałem zamiar wycofać, to założyłem drugi rachunek i zrobiłem transfer.
Chodziło mi o to, żeby te pieniądze nie brały oddziału w grze.
W ten sam poniedziałek doradca zadzwonił, że trzeba dalej inwestować, żeby odrobić straty na tych niezamkniętych pozycjach.
Jeszcze w tym samym dniu musiałem zrobić transfer w drugą stronę, żeby się bronić przed zamknięciem pozycji. Niestety transfer trwał dosyć długo i co nieco
się pozamykało.
W środę następna obrona. Niestety źródełko wyschło, przynajmniej te szybko dostępne i nie było się czym bronić.
W pewnym momencie zadzwonił doradca, że wyjątkowo udostępnia mi możliwość otwierania pozycji na ujemnym saldzie operacyjnym, czy coś podobnego i żebym zastosował hedging.
Trochę się nie dogadaliśmy, bo miałem to zrobić na wszystkich instrumentach, a zrobiłem na dwóch.
W czwartek rano zamknąłem wszystkie pozycje . Tu może spanikowałem. Ale prawdopodobnie, żeby z tego jakoś wyjść, musiałbym znowu dorzucić kaski.
Po pierwsze jak już wspomniałem, nie było z czego. Po drugie gdyby nawet było, to bym tego nie zrobił.
Straciłem całkowicie zaufanie do tych panów.
Tłumaczenie się panów - strajk nafciarzy, coś nie tak poszło, nie obroniłem rachunku (nie zrobiłem jeszcze jednej wpłaty).
Wszystko byłoby fajnie, gdybym działał na własną rękę.
Ja jedna robiłem to, co mi mówili.
Powodem mojej klęski była zbyt agresywna strategia inwestowania.
Jednak ja w żadnym momencie nie dałem sygnału, że tego chcę.
Wręcz mówiłem, żeby nie jechali po bandzie, bo to jest tylko kwestią czasu, że się polegnie.
Natomiast oni cały czas mówili mi, że jestem zbyt ostrożny, że za mało obstawiam.
Byli też świadomi, że nie ma już więcej pieniędzy.
Prawie każda inwestycja polegała na tym, że na przykład otwierało się pozycję sell z dosyć niskiego poziomu.
Kurs wzrastał. Potem dzwonił doradca i mówił żeby uśredniać - to znaczy otwierać następne pozycje sell.
Kurs znowu wzrastał i robił się coraz większy minus.
Teraz już na spokojnie i bez stresu przeanalizowałem całą historię i dochodzę do następującego wniosków:
1) gdybym nawet otwierał pozycje na podstawie rzutu monety, to w krótkim terminie byłoby lepiej,
2) gdybym otwierał pozycje przeciwne do tego, co mi mówili, to w krótkim terminie byłoby jeszcze lepiej.
W związku z tym zastanawiam się, czy taki był plan i padłem ofiarą procesu dojenia klienta, czy panowie doradcy uczyli się inwestowania za moje pieniądze.
Tu muszę przyznać, że na pewno padłem ofiarą swojej ufności (głupoty) w to, że mam z tymi panami wspólny interes.
Może po prosu trzeba znaleźć jeleni, którzy zasilą kasą ten system. Żeby ktoś mógł wygrywać, to ktoś musi stracić.
Tylko według zapewnień tych panów, to oni mieli dbać o to, żebym nie stracił.
Tak się składa, że po tym wszystkim zgadałem się z kolegą,
który w tym samym czasie przystąpił do interesu, tylko u innego brokera - nie podam jakiego, żeby nie robić reklamy.
Jego doradca nie zachęca go do szarżowania, wręcz przeciwnie, ostrzega przed tym. Nie molestuje go, żeby wpłacać więcej kasy.
Prawdą jest to, że też został z otwartą pozycją na ropie. Prawdą jest też to, że z tego powodu nie poległ. Dlaczego? Bo nie grali tak agresywnie.
Wszystkie pozostałe pozycje zamykały mu się w ciągu jednego dnia.
Jak kolega przekazał swojemu doradcy moją historię, to ten powiedział, że to musiało się tak skończyć. Było to czyste szaleństwo.
To tyle.
Pozdrawiam