Joe Biden, wojna i koncerny naftowe – co stoi za kryzysem na rynku ropy?
O rosnące ceny ropy w USA, Republikanie próbują oskarżać administrację Bidena. Powody kryzysu energetycznego są jednak nie polityczne, a gospodarcze. To efekt zmiany strategii spółek naftowych, które szykują się na światową transformację energetyczną i chcą uniknąć powtórzenia błędów z przeszłości.
Polityka klimatyczna Bidena, a kryzys na rynku ropy naftowej
O wywołanie wzrostów cen ropy naftowej w USA i zaostrzenie problemów z energią w Europie, Republikanom zdarza się oskarżać Joe Bidena. Zgodnie z tą narracją, prezydent ogranicza spółki naftowe, podczas gdy więcej pozwoleń na wydobycie „czarnego złota” pozwoliłoby na szybkie rozwiązanie problemu rosnących cen, jednocześnie, minimalizując znaczenie Rosji na mapie rynku energetycznego.
Co prawda, Biden jest znany ze swojej niechęci do paliw kopalnych, które ma zamiar odstawić na rzecz energii odnawialnych. Jakiś czas temu, jego administracja zdecydowała m.in. o wymianie samochodów z floty rządowej na ich wersje z silnikami elektrycznymi, jednak był to jeden z wielu wręcz symbolicznych ruchów. W skali makro, Biden poprzestaje na planach.
W pierwszym roku prezydentury wydał on ponad 3,5 tysiąca pozwoleń na wiercenie – nie tylko więcej niż Donald Trump, ale najwięcej od czasów, gdy na fotelu prezydenckim zasiadał George W. Bush.
Jak mówił Raoul LeBlanc z S&P Global, w rozmowie z Yahoo Finance:
Polityka administracji Bidena nie zrobiła właściwie niczego, by ograniczyć amerykańską produkcję ropy. To może zmienić się w przyszłości, ale na chwilę obecną, nie jest to powód, dla którego produkcja ropy i gazu w Stanach Zjednoczonych nie idzie w górę
Prawdziwe powody kryzysu na rynku ropy leżą więc zupełnie gdzie indziej.
Ropa naftowa, czyli nierentowny biznes
W przeciwieństwie do krajów takich, jak Arabia Saudyjska, gdzie koncern Saudi Aramco jest posiadany przez państwo, wydobycie ropy naftowej to w Stanach Zjednoczonych część sektora prywatnego. Ten z kolei jest skupiony przede wszystkim na osiąganiu zysków, co w przypadku tego biznesu, w ostatnich latach wcale nie było takie oczywiste.
W latach 2011-2014, ceny ropy w USA wynosiły średnio 95$ za baryłkę. Firmy naftowe, osiągając profity, z czasem zaczęły produkować zbyt wiele, co w końcu doprowadziło do spadków cen – w latach 2015-2019, ich średnia zeszła już do 53$. To nie zniechęciło części producentów, którzy, wzorem spółek wzrostowych, postawili na rozwój, spodziewając się zysków w przyszłości.
Nadpodaż, która w 2020 roku osiągnęła szczyt, doprowadziła jednak do załamania rynku. W najgorszym momencie pandemii, cena ropy naftowej była… ujemna, a cały rok zamknął się ze średnią, oscylującą wokół 39$ za baryłkę.
Spółki energetyczne straciły na znaczeniu w indeksie S&P500
Od 2016 roku, firma prawnicza z Teksasu – Haynes Boone, zanotowała ponad 600 przypadków bankructw w sektorze.
Jego kiepska kondycja odzwierciedlała się na rynkach akcyjnych. W ostatniej dekadzie, przeciętny, roczny zwrot na spółce energetycznej wynosił średnio 0.85%, przy indeksie S&P500, który w tym samym czasie notował średnio 14.8%.
W tym samym czasie sektor energetyczny wielokrotnie zostawał także najgorzej radzącą sobie częścią gospodarki Stanów Zjednoczonych. Jeszcze w 2011 roku, odpowiadał on za 12.3% indeksu S&P500. Dekadę później, jego waga spadła do zaledwie 4.1%.
Nacisk na opłacalność
Pomimo podwojenia produkcji na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, zyski, których oczekiwano, wciąż się nie pojawiały.
To ostatecznie zniechęciło spółki do modelu stawiającego na wzrost i popchnęło je w stronę poszukiwania krótkoterminowej rentowności. Zwiększenie produkcji jest tym bardziej bezcelowe, że zgodnie z prognozami, rynek paliw kopalnych z czasem powinien się zmniejszać, ze względu na problem globalnego ocieplenia i nacisk na ograniczenie emisji dwutlenku węgla.
Ten wywierany jest na spółki nie tylko przez Joe Bidena i innych politycznych liderów, ale i choćby jedną z najważniejszych światowych korporacji – BlackRock.
Koniec końców, sytuacja na rynku wynika z nowej polityki firm naftowych, które robią wszystko, by nie produkować zbyt wiele. Kolejnym z powodów jest naturalnie wybuch wojny na Ukrainie.
Sankcje doprowadziły do ograniczenia podaży ropy z Rosji i 20-procentowego wzrostu cen, jednak nie wolno zapominać, że Putin zdecydował o inwazji w momencie, w którym światowi producenci ropy już ograniczali wydobycie, adaptując się do nowej rzeczywistości, która przyszłość wiąże z zieloną energią.