FSMA ostrzega przed prop-tradingiem: “wykorzystują naiwność klientów…”
FSMA ostrzegła konsumentów przed niebezpieczeństwami związanymi z internetowym prop-tradingiem. Zdaniem belgijskiego regulatora, firmy korzystające z tego modelu biznesowego kuszą klientów obietnicami łatwego zarobku, wykorzystując ich “naiwność finansową”.
Firmy prop-tradingowe, czyli foreksowe odpowiedniki kasyn
Fascynację prop-tradingiem rozpoczęły Stany Zjednoczone, do których powoli dołącza Europa. Za oceanem, model ten, który proponuje klientom handel “cudzymi pieniędzmi”, od kilku lat reklamuje się jako sposób na osiągnięcie niezależności finansowej.
Schemat jest prosty – firma oferuje podjęcie specjalnego “wyzwania” (challenge), za które klient musi zapłacić. Wyzwanie polega na wygenerowaniu określonego zysku przy respektowaniu ustalonych limitów strat. Przeważnie, trader musi zarobić 10% wartości rachunku, nie tracąc przy tym więcej, niż 10% oraz nie więcej, niż 5% w ciągu jednej sesji handlowej, a następnie dołożyć do tego kolejne 5% zysku podczas etapu weryfikacyjnego:
Zanim konsumenci otrzymają pozwolenie na handel produktami finansowym dla firmy prop -tradingowej, muszą przejść kilka ‘wyzwań’.
Jeśli uda mu się spełnić te warunki, będzie mógł handlować kapitałem firmy, która odda mu większość wygenerowanych zysków.
Taka oferta na pierwszy rzut oka wygląda bardzo atrakcyjnie, dlatego wykorzystywana jest także przez szkoleniowców (coraz częściej w Polsce), którzy przekonują, że dzięki prop-tradingowi, brak kapitału na start nie jest już problemem.
#Warning ⚠️ | Spelletje schaduwbeleggen RT AUB
De FSMA waarschuwt het publiek voor zogenaamde proptradingbedrijven, partijen die handelen voor eigen rekening en consumenten de mogelijkheid bieden om een spelletje schaduwbeleggen te spelen
➡️ Lees meer: https://t.co/RGu7JL9KaP pic.twitter.com/vUnlOr1zTY
— FSMA (@FSMA_info) March 7, 2024
Gdy wymagane 10% zysku to tak naprawdę… 100%
To jednak tylko pozory, ponieważ tego rodzaju testy stawiają przed klientem warunki, które jest w stanie spełnić bardzo niewielki procent traderów detalicznych.
Jednakże bez względu na to, ile wyzwań w firmie prop-tradingowych oblejemy, marketing wywołuje u nas złudzenie, że ogromny kapitał do handlu znajduje się tuż za rogiem. A to prowadzi do kupna kolejnych kont i wciąga konsumenta w schemat znany z kasyn, przed czym przestrzega belgijska FSMA:
Testy te nie są ani łatwe, ani tanie i często konsumenci muszą przechodzić je kilka razy. […] Istnieje prawdopodobieństwo, że konsumentom nigdy nie uda się ukończyć takiego wyzwania. W ten sposób firma prop-tradingowa zarabia na nich pieniądze.
Osobom, które dopiero zaczynają przygodę z rynkiem finansowym, często trudno sobie wyobrazić, że większość prop-traderów nigdy nie przejdzie testów i nie otrzyma wypłaty. To dlatego, że ich warunki, jak mówiliśmy, teoretycznie są bardzo proste do spełnienia. 10% zysku to wcale nie tak dużo, prawda?
Gdy jednak zwrócimy uwagę na 10% maksymalnej straty, nagle okazuje się, że firma wymaga od nas nie 10, a 100% zysku (musimy zarobić 100% kwoty, którą możemy stracić). Jeśli zajmujemy się daytradingiem (styl ten reprezentuje prawdopodobnie większość prop-traderów), wymagany zysk może wynieść nawet 200% (ponieważ maksymalna strata podczas jednej sesji to zaledwie 5% konta).
Do prop-tradingu coraz częściej namawiają klientów finansowi influencerzy
Do takiego, bardzo kosztownego z resztą, wiecznego “lizania lizaka przez szybę” zachęcają początkujących traderów najwięksi influencerzy finansowi, działający na platformie YouTube – chwaląc się certyfikatami potwierdzającymi zdane testy. Cały ten marketing może być mylący, jeśli odbiorca nie weźmie pod uwagę, że osoba promująca daną firmę prop-tradingową zarabia spore pieniądze na linkach referencyjnych, a dokonane przez nią wypłaty, choć najprawdopodobniej są prawdziwe, wcale nie muszą stanowić dowodu na to, że zarabianie na prop-tradingu jest w zasięgu ręki.
Środki, którymi dysponują popularni szkoleniowcy, pozwalają im na zakupienie kilku czy kilkunastu testów prop-tradingowych, oblanie większości z nich i podzielenie się z publicznością wynikami tylko tych kont, które wygenerowały zysk. Taki ktoś może pokazywać swoim widzom certyfikat poświadczający wypłatę 1000$, co zachęca ich do skorzystania z usług firmy, ponieważ nie są oni świadomi, że influencer, by zarobić 1000$, wydał w sumie… 10 000$.
W całym tym mechanizmie, szkoleniowcy robią reklamę prop-tradingowi, a sam prop-trading działa na korzyść szkoleniowców – niebezpośrednio promując sprzedawane przez nich kursy, rzekomo zawierające zarabiające strategie, które klient może wykorzystać podczas testów.